KOMENTARZ MIESIĄCA Czerwiec dobrze pokazał, że wpływ na złotego ma wiele czynników, często tych zewnętrznych. I niekoniecznie pozytywnych. Koniec maja przyniósł zawirowania wokół sytuacji w Republice Południowej Afryki – obawiano się zmian na szczytach władzy po tamtejszych wyborach parlamentarnych, do czego jednak nie doszło.
Osłabienie się notowań randa pociągnęło za sobą spadki złotego na zasadzie istnienia korelacji na rynkach wschodzących – pojawienie się ryzyka w jednym miejscu podbija nerwowe zachowania w pozostałych – co pokazywałoby, że część inwestorów nadal inwestuje „koszykowo” traktując waluty rynków wschodzących dość podobnie. W tym jednak jest tylko część prawdy, co pokazało podobne zachowanie meksykańskiego peso w pierwszych dniach czerwca.Wybory parlamentarne i prezydenckie w Meksyku przyniosły pełnię władzy rządzącym do tej pory populistom, co doprowadziło do wzrostu nerwowości pośród zagranicznych inwestorów. Skala ruchu na peso była jednak o wiele większa, niż na randzie. I znów złoty zaliczył spadek. Wspólny mianownik to nie tylko hasło „rynki wschodzące”, ale „wysokie, nominalne stopy procentowe”. W efekcie na randzie, peso, czy złotym (stopy procentowe w Polsce nie zostały przecież obniżone od jesieni) mamy wyższy odsetek inwestorów posiłkujących się strategiami carry-trade, które zakładają bardziej agresywną spekulację na różnicach w stopach procentowych. Główną rolę gra tu jen, będący walutą finansującą cały ten „proceder” ze względu na praktyczne zerowe stopy procentowe w Japonii i jego słabość w ostatnich miesiącach.
Jak wydawało się, że zamieszanie wokół rynków wschodzących się skończyło i część inwestorów zaczęła wracać do wcześniejszych strategii – zwłaszcza, że RPP wysłała po posiedzeniu jasny sygnał – obniżek stóp procentowych w tym roku nie będzie (co by się nie działo) – to rynki zostały kompletnie zaskoczone tym, co przyniosły wybory do Parlamentu Europejskiego. Zwyczajowo „nudne”, tym razem przyniosły lepsze noty dla populistów i euro-sceptyków. Nie na tyle, aby mogli oni stać się znaczącą siłą w PE, ale ich świetne wyniki we Francji (Zjednoczenie Narodowe jest na pierwszej pozycji), czy też Niemczech (AfD dostała lepszy wynik od partii SPD, której przewodniczy kanclerz Scholz) wzbudziły niepokój. Dodatkowo Emmanuel Macron odpalił „polityczną bombę” decydując się na rozwiązanie francuskiego parlamentu i przedterminowe wybory – pierwsza tura już 30 czerwca, a druga 7 lipca (we Francji mamy okręgi jednomandatowe). To kompletnie zaskoczyło rynki wprowadzając niepewność, co do politycznej przyszłości UE. Zwyczajowo przecież to Francja i Niemcy nadawały jej ton. Pojawiły się porównania do sytuacji sprzed dekady, kiedy to mieliśmy potężny kryzys w strefie euro. Wydaje się jednak, że ryzyko, ze populiści od Marie Le Pen wywrócą finanse publiczne jest niewielkie. Po pierwsze nie doszło do tego we Włoszech, gdzie sytuacja jest podobna. Po drugie sondaże wskazują raczej na rząd mniejszościowy, który będzie zmuszony jakoś współpracować z prezydentem Macronem. Niemniej rynki najpewniej do 7 lipca (druga tura) pozostaną nerwowe, a EURUSD może dalej tanieć. Poza ryzykiem politycznym mamy też pogarszające się perspektywy gospodarcze dla strefy euro, co pokazały słabe wskaźniki PMI. To może otworzyć drogę do bardziej zdecydowanych ruchów ECB na stopach procentowych. Pierwsza obniżka stóp już za nami (na początku czerwca), a do końca roku możliwe są dwie kolejne.
Taniejący EURUSD to tymczasem jeden z argumentów za słabszym złotym – przynajmniej w relacji USDPLN. Wprawdzie druga połowa miesiąca przyniosła odreagowanie i złoty odrobił część strat, to jednak wydaje się, że okres podwyższonej zmienności jeszcze się nie skończył. Zwłaszcza, że kolejne tematy mogące podbijać rynkową niepewność są przed nami – to realne ryzyko przedłużenia okresu restrykcyjnej polityki monetarnej przez amerykański FED (którą to tezę rynki zdają się uparcie odrzucać), a także wybory prezydenckie w USA, jakie odbędą się w listopadzie. To sprawi, że wrzesień i październik będą okresem podwyższonych wahań i dużych emocji. Czy to dobry okres na inwestowanie na bardziej ryzykownych rynkach, jak polski złoty? Chyba niekoniecznie.
Marek Rogalski
Autor jest głównym analitykiem walutowym w Domu Maklerskim Banku Ochrony Środowiska S.A.
Osłabienie się notowań randa pociągnęło za sobą spadki złotego na zasadzie istnienia korelacji na rynkach wschodzących – pojawienie się ryzyka w jednym miejscu podbija nerwowe zachowania w pozostałych – co pokazywałoby, że część inwestorów nadal inwestuje „koszykowo” traktując waluty rynków wschodzących dość podobnie. W tym jednak jest tylko część prawdy, co pokazało podobne zachowanie meksykańskiego peso w pierwszych dniach czerwca.Wybory parlamentarne i prezydenckie w Meksyku przyniosły pełnię władzy rządzącym do tej pory populistom, co doprowadziło do wzrostu nerwowości pośród zagranicznych inwestorów. Skala ruchu na peso była jednak o wiele większa, niż na randzie. I znów złoty zaliczył spadek. Wspólny mianownik to nie tylko hasło „rynki wschodzące”, ale „wysokie, nominalne stopy procentowe”. W efekcie na randzie, peso, czy złotym (stopy procentowe w Polsce nie zostały przecież obniżone od jesieni) mamy wyższy odsetek inwestorów posiłkujących się strategiami carry-trade, które zakładają bardziej agresywną spekulację na różnicach w stopach procentowych. Główną rolę gra tu jen, będący walutą finansującą cały ten „proceder” ze względu na praktyczne zerowe stopy procentowe w Japonii i jego słabość w ostatnich miesiącach.
Jak wydawało się, że zamieszanie wokół rynków wschodzących się skończyło i część inwestorów zaczęła wracać do wcześniejszych strategii – zwłaszcza, że RPP wysłała po posiedzeniu jasny sygnał – obniżek stóp procentowych w tym roku nie będzie (co by się nie działo) – to rynki zostały kompletnie zaskoczone tym, co przyniosły wybory do Parlamentu Europejskiego. Zwyczajowo „nudne”, tym razem przyniosły lepsze noty dla populistów i euro-sceptyków. Nie na tyle, aby mogli oni stać się znaczącą siłą w PE, ale ich świetne wyniki we Francji (Zjednoczenie Narodowe jest na pierwszej pozycji), czy też Niemczech (AfD dostała lepszy wynik od partii SPD, której przewodniczy kanclerz Scholz) wzbudziły niepokój. Dodatkowo Emmanuel Macron odpalił „polityczną bombę” decydując się na rozwiązanie francuskiego parlamentu i przedterminowe wybory – pierwsza tura już 30 czerwca, a druga 7 lipca (we Francji mamy okręgi jednomandatowe). To kompletnie zaskoczyło rynki wprowadzając niepewność, co do politycznej przyszłości UE. Zwyczajowo przecież to Francja i Niemcy nadawały jej ton. Pojawiły się porównania do sytuacji sprzed dekady, kiedy to mieliśmy potężny kryzys w strefie euro. Wydaje się jednak, że ryzyko, ze populiści od Marie Le Pen wywrócą finanse publiczne jest niewielkie. Po pierwsze nie doszło do tego we Włoszech, gdzie sytuacja jest podobna. Po drugie sondaże wskazują raczej na rząd mniejszościowy, który będzie zmuszony jakoś współpracować z prezydentem Macronem. Niemniej rynki najpewniej do 7 lipca (druga tura) pozostaną nerwowe, a EURUSD może dalej tanieć. Poza ryzykiem politycznym mamy też pogarszające się perspektywy gospodarcze dla strefy euro, co pokazały słabe wskaźniki PMI. To może otworzyć drogę do bardziej zdecydowanych ruchów ECB na stopach procentowych. Pierwsza obniżka stóp już za nami (na początku czerwca), a do końca roku możliwe są dwie kolejne.
Taniejący EURUSD to tymczasem jeden z argumentów za słabszym złotym – przynajmniej w relacji USDPLN. Wprawdzie druga połowa miesiąca przyniosła odreagowanie i złoty odrobił część strat, to jednak wydaje się, że okres podwyższonej zmienności jeszcze się nie skończył. Zwłaszcza, że kolejne tematy mogące podbijać rynkową niepewność są przed nami – to realne ryzyko przedłużenia okresu restrykcyjnej polityki monetarnej przez amerykański FED (którą to tezę rynki zdają się uparcie odrzucać), a także wybory prezydenckie w USA, jakie odbędą się w listopadzie. To sprawi, że wrzesień i październik będą okresem podwyższonych wahań i dużych emocji. Czy to dobry okres na inwestowanie na bardziej ryzykownych rynkach, jak polski złoty? Chyba niekoniecznie.
Marek Rogalski
Autor jest głównym analitykiem walutowym w Domu Maklerskim Banku Ochrony Środowiska S.A.