Czy zmierzamy do końca hossy?

KOMENTARZ MIESIĄCA Sprzedaj w maju i zapomnij? Czy to słynne rynkowe powiedzenie tym razem się sprawdzi? Jedno jest pewne – środowisko inwestycyjne staje się trudniejsze, chociaż w mediach coraz częściej pada w ostatnich tygodniach słowo – hossa. Teoretycznie jest, zatem świetnie, to skąd te obawy?

Po pierwsze pomimo, że dane w USA zaczynają wskazywać na hamowanie amerykańskiej gospodarki, a inflacja w kwietniu próbowała już zawracać w dół (a więc jej odbicie byłoby krótkie), to członkowie FED nie podzielili optymizmu rynku. Wypowiedzi były dość wyważone i można je podsumować w ten sposób – będziemy dalej przyglądać się danym, widzimy ryzyka, że inflacja może wolniej zmierzać do celu. Nie ma, zatem nic o tym, że stopy procentowe mogłyby zostać obniżone we wrześniu, na co przez chwilę liczyły rynki. Scenariusz ‘higher for longer’ może w pewnym momencie zacząć ostro redukować szanse na łagodne lądowanie gospodarki – bo FED może zbyt późno zacząć proces obniżek. To nie jest obecnie brane pod uwagę, wręcz odwrotnie – rynki liczą na to, że FED w końcu się „podda” i zdecyduje się na cięcie stóp na jesieni. Naiwnie? Patrząc w przeszłość proces tak zwanego „pivotu”, czyli zakończenia cyklu podwyżek stóp, był przecież rozgrywany miesiącami – aż do znudzenia. W efekcie widać coraz bardziej odważniejsze podejście do trybu ryzyka – uwagę zwraca lepsze zachowanie się rynków wschodzących, niż rozwiniętych, co nieraz już zapowiadało jakąś poważną zmianę w globalnym cyklu. Zapalnik? Tradycyjnie nie jest łatwo go wskazać. Dlatego każda mocniejsza korekta jest gwałtowna, a zwyżki są powolne (na ścianie strachu). Teraz jednak tego strachu zbytnio nie widać.

W maju złoty był silny, podobnie jak warszawska giełda – indeks WIG20 dotknął bariery 2600 pkt.  Nie można jednak mówić o jakimś hurra optymizmie wokół polskich aktywów, gdyż w końcu miesiąca przeważała realizacja zysków. Fundamentalnie nadal głównym argumentem za polskim złotym pozostaje „jastrzębie” nastawienie Rady Polityki Pieniężnej – słowa prezesa Glapińskiego, że nie ma w tym roku przestrzeni do cięć stóp procentowych, były pewnym zaskoczeniem biorąc pod uwagę to, że odbicie inflacji po wakacjach może być niższe, a w danych GUS zaczynają być widoczne sygnały spowolnienia konsumpcji. Pytanie też, jak liczyć korzyści dla złotego, skoro FED nie myśli o obniżkach stóp, a ECB nie sygnalizuje zbytnio, aby spodziewane cięcie w czerwcu miało być początkiem szybkiego cyklu luzowania. Perspektywa listopadowych wyborów w USA może też zacząć skłaniać do powrotu oczekiwań, co do wyższej premii za ryzyko – bo Joe Biden nie ma większej przewagi w sondażach wobec Donalda Trumpa. Tymczasem ten drugi może być mało przewidywalny. A wojna na Ukrainie cały czas trwa, z kolei Polska jest głównym krajem frontowym NATO. Przypomnieć o tym rynkom może sama Rosja, która już przygotowała projekt żądań rewizji morskiej granicy z Finlandią i Litwą. To działanie ma wysondować polityczną zdolność do reakcji w ramach sojuszu, gdyż realnie nie jest obecnie możliwe, aby Rosjanie byli gotowi do militarnej konfrontacji z Zachodem.

Duże nadzieje pokłada się w rewolucji związanej z  technologią sztucznej inteligencji – ta jednak może nie zostać tak szybko zaimplementowana poza USA i powody mogą być tu czysto polityczne. Tym samym oczekiwania, że AI jakoś zamortyzuje nadchodzące spowolnienie w globalnej gospodarce, mogą okazać się mylne.
 
Marek Rogalski - Główny analityk walutowy DM BOŚ. Tekst wyraża jego prywatne opinie.