KOMENTARZ MIESIĄCA Grudzień był dobry dla złotego, cały mijający rok też, chociaż mogło być różnie. Dość nerwowy był wrzesień, kiedy to w pewnym momencie złoty tracił w tempie podobnym jak w pierwszych dniach konfliktu na Ukrainie w 2022 r.
Był to wynik kompletnego zaskoczenia rynków decyzją Rady Polityki Pieniężnej, która nieoczekiwanie zdecydowała się na radykalną obniżkę stóp procentowych o 75 punktów baz. Pojawiły się zarzuty, że nie dba o inflację, a cięcie jest motywowane interesem politycznym. Ostatecznie RPP obniżyła na jesieni stopy procentowe łącznie o 100 punktów baz., po czym zasygnalizowała pauzę w kolejnych posunięciach. Rynek zakłada, że wrócą one w kwietniu, a w całym przyszłym 2024 r. spadną przynajmniej o kolejne 100-150 punktów baz. Wpisze się to w schemat radykalnych obniżek stóp procentowych przez główne banki centralne na świecie. Określenie „radykalnych” jest tu jak najbardziej na miejscu, gdyż wycena cięć ze strony amerykańskiego FED na poziomie 150 punktów baz. w ciągu dwunastu miesięcy nie jest czymś naturalnym. Podobne oczekiwania rynki mają wobec Europejskiego Banku Centralnego – w obu przypadkach cięcia miałyby się rozpocząć w marcu, lub w kwietniu. Tłumaczy się to szybko spadającą inflacją, co podbija nadzieje, że jej trajektoria w stronę celu banku centralnego będzie krótsza w czasie. Jednocześnie jednak powszechnie nie oczekuje się poważniejszej recesji, choć płytka może pojawić się w strefie euro, czy Wielkiej Brytanii. Domyślny scenariusz to tzw. miękkie lądowanie gospodarki. Czy w takiej sytuacji rynki mają rację? Tradycyjna szkoła podpowiada, że szybki spadek inflacji i idąca za tym odpowiedź banku centralnego ma miejsce, kiedy pojawiają się ryzyka gospodarczego kryzysu. Przeciwnicy tej tezy podpowiadają, że globalna inflacja z lat 2021-23 miała charakter szoku podażowego, co tym samym tłumaczyłoby, dlaczego główne banki centralne ociągały się ze stosowną reakcją i seria podwyżek stóp procentowych była przesunięta w czasie. Tym samym teraz, kiedy sytuacja na rynkach energii powróciła do normy, to problem z wysoką inflacją nie powinien być uporczywy. Czas pokaże, kto będzie miał rację.
Polityka głównych banków centralnych pozostanie jednym z kluczowych czynników mających wpływ na rynki walut. Gdyby okazało się, że oczekiwane przez rynki obniżki stóp procentowych przez FED i EBC opóźniają się, to możliwe będzie odreagowanie słabości dolara. W takiej sytuacji złoty mógłby się nieco osłabić. Posunięcia Rady Polityki Pieniężnej mogą nie mieć większego znaczenia, więcej emocji może za to przynieść ewentualna batalia wokół osoby prezesa Adama Glapińskiego, gdyby politycy rządzącej od października koalicji, powzięli decyzję o jego odwołaniu ze stanowiska szefa NBP. Niezależnie od motywów takiego działania i jego słuszności, to w krótkim terminie negatywnie zaważyłoby na wizerunku naszego kraju wśród inwestorów zagranicznych. Być może jednak do takiej sytuacji nie dojdzie, gdyż przyszły rok będzie okresem rekordowych potrzeb pożyczkowych rządu – kwota przekroczy 250 mld zł. Ma to związek z planowanym deficytem budżetowym, który ma przekroczyć 180 mld zł, co odpowiada 5,1 proc. PKB. Ta relacja może być jednak wyższa, gdyby dynamika wzrostu gospodarczego była ostatecznie niższa niż spodziewane 3,0-3,5 proc. A nie jest to wykluczone biorąc pod uwagę ryzyko wejścia Niemiec w poważniejszą recesję. W takim układzie polityka nadmiernego zadłużania się w wydaniu polskiego rządu może być ostatecznie odebrana negatywnie, nawet jeżeli początkowo zagraniczne fundusze będą zgłaszać duże zainteresowanie polskim długiem. Ten wątek może być istotny dla postrzegania złotego i sytuacji na warszawskiej giełdzie, która wciąż pozostaje uzależniona od humorów zagranicznego kapitału. Dobrze było to widać w IV kwartale b.r., kiedy to polskie akcje stały się nagle dość atrakcyjne po tym, jak zachodnie fundusze zmieniły wagi ryzyka politycznego w modelach wyceny po tym, jak zakończył się okres rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Marek Rogalski – autor jest głównym analitykiem walutowym w Domu Maklerskim BOŚ.
Był to wynik kompletnego zaskoczenia rynków decyzją Rady Polityki Pieniężnej, która nieoczekiwanie zdecydowała się na radykalną obniżkę stóp procentowych o 75 punktów baz. Pojawiły się zarzuty, że nie dba o inflację, a cięcie jest motywowane interesem politycznym. Ostatecznie RPP obniżyła na jesieni stopy procentowe łącznie o 100 punktów baz., po czym zasygnalizowała pauzę w kolejnych posunięciach. Rynek zakłada, że wrócą one w kwietniu, a w całym przyszłym 2024 r. spadną przynajmniej o kolejne 100-150 punktów baz. Wpisze się to w schemat radykalnych obniżek stóp procentowych przez główne banki centralne na świecie. Określenie „radykalnych” jest tu jak najbardziej na miejscu, gdyż wycena cięć ze strony amerykańskiego FED na poziomie 150 punktów baz. w ciągu dwunastu miesięcy nie jest czymś naturalnym. Podobne oczekiwania rynki mają wobec Europejskiego Banku Centralnego – w obu przypadkach cięcia miałyby się rozpocząć w marcu, lub w kwietniu. Tłumaczy się to szybko spadającą inflacją, co podbija nadzieje, że jej trajektoria w stronę celu banku centralnego będzie krótsza w czasie. Jednocześnie jednak powszechnie nie oczekuje się poważniejszej recesji, choć płytka może pojawić się w strefie euro, czy Wielkiej Brytanii. Domyślny scenariusz to tzw. miękkie lądowanie gospodarki. Czy w takiej sytuacji rynki mają rację? Tradycyjna szkoła podpowiada, że szybki spadek inflacji i idąca za tym odpowiedź banku centralnego ma miejsce, kiedy pojawiają się ryzyka gospodarczego kryzysu. Przeciwnicy tej tezy podpowiadają, że globalna inflacja z lat 2021-23 miała charakter szoku podażowego, co tym samym tłumaczyłoby, dlaczego główne banki centralne ociągały się ze stosowną reakcją i seria podwyżek stóp procentowych była przesunięta w czasie. Tym samym teraz, kiedy sytuacja na rynkach energii powróciła do normy, to problem z wysoką inflacją nie powinien być uporczywy. Czas pokaże, kto będzie miał rację.
Polityka głównych banków centralnych pozostanie jednym z kluczowych czynników mających wpływ na rynki walut. Gdyby okazało się, że oczekiwane przez rynki obniżki stóp procentowych przez FED i EBC opóźniają się, to możliwe będzie odreagowanie słabości dolara. W takiej sytuacji złoty mógłby się nieco osłabić. Posunięcia Rady Polityki Pieniężnej mogą nie mieć większego znaczenia, więcej emocji może za to przynieść ewentualna batalia wokół osoby prezesa Adama Glapińskiego, gdyby politycy rządzącej od października koalicji, powzięli decyzję o jego odwołaniu ze stanowiska szefa NBP. Niezależnie od motywów takiego działania i jego słuszności, to w krótkim terminie negatywnie zaważyłoby na wizerunku naszego kraju wśród inwestorów zagranicznych. Być może jednak do takiej sytuacji nie dojdzie, gdyż przyszły rok będzie okresem rekordowych potrzeb pożyczkowych rządu – kwota przekroczy 250 mld zł. Ma to związek z planowanym deficytem budżetowym, który ma przekroczyć 180 mld zł, co odpowiada 5,1 proc. PKB. Ta relacja może być jednak wyższa, gdyby dynamika wzrostu gospodarczego była ostatecznie niższa niż spodziewane 3,0-3,5 proc. A nie jest to wykluczone biorąc pod uwagę ryzyko wejścia Niemiec w poważniejszą recesję. W takim układzie polityka nadmiernego zadłużania się w wydaniu polskiego rządu może być ostatecznie odebrana negatywnie, nawet jeżeli początkowo zagraniczne fundusze będą zgłaszać duże zainteresowanie polskim długiem. Ten wątek może być istotny dla postrzegania złotego i sytuacji na warszawskiej giełdzie, która wciąż pozostaje uzależniona od humorów zagranicznego kapitału. Dobrze było to widać w IV kwartale b.r., kiedy to polskie akcje stały się nagle dość atrakcyjne po tym, jak zachodnie fundusze zmieniły wagi ryzyka politycznego w modelach wyceny po tym, jak zakończył się okres rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Marek Rogalski – autor jest głównym analitykiem walutowym w Domu Maklerskim BOŚ.