Złoty gorzej zaczął ten rok

KOMENTARZ MIESIĄCA  W końcu stycznia polska waluta była słabsza niż na jego początku. Najgorzej poszło z dolarem, który w pewnym momencie rósł nawet ponad 10 groszy. Skąd taki ruch i co stało się z rynkowym optymizmem widocznym jeszcze w końcu 2023 r.?

Problemy złotego nie wynikały nadmiernie z czynników lokalnych. To węgierski forint miał znacznie gorsze notowania z walut naszego regionu za sprawą trudnych relacji rządu Victora Orbana z Unią Europejską, a także oczekiwań, co do mocnych cięć stóp procentowych przez Bank Węgier. Na wizerunku złotego nie zaciążyły nadmiernie uwarunkowania makro (choć mogą za kilkanaście tygodni), a bardziej sprawy polityczne. Swoista premia dana przez inwestorów zagranicznych po wyborach parlamentarnych w połowie października została częściowo zredukowana po tym, jak konflikt pomiędzy rządem, a prezydentem stał się coraz bardziej wyraźniejszy i może rzutować na szybkość procesu legislacyjnego rządu premiera Tuska. Stąd też nieco przycichł temat unijnych środków z KPO, które są oczekiwane w okolicach wiosny. Na rynku bardziej spekulowano o tym, na jakie ruchy może zdecydować się w tym roku Rada Polityki Pieniężnej i czy nie będzie ona, aby jednym z najbardziej „jastrzębich” gremiów pośród decydentów w bankach centralnych w tym roku. Teoretycznie oczekuje się, że przekaz z RPP nabierze „konkretów” w marcu, kiedy będziemy po danych makro z początku roku, a także będzie dostępny już zarys nowej projekcji inflacyjnej. Praktycznie jednak rynek stopy procentowej zdaje się wyceniać pierwsze cięcie dopiero w czerwcu (o 25 punktów baz.), a do końca roku możliwy byłby jeszcze jeden ruch (we wrześniu). Pojawiają się jednak opinie (na razie w mniejszości, chociaż od znaczących ekonomistów w bankach komercyjnych), że w tym roku RPP może w ogóle nie obniżyć stóp procentowych, gdyż w drugiej połowie roku inflacja nie będzie już spadać ze względu na możliwą likwidację tarcz „antyinflacyjnych”, w tym odmrożenie cen energii od lipca. Teoretycznie, zatem RPP miałaby przestrzeń do ruchu tylko w marcu, ale tu potrzebne byłyby argumenty w postaci wyraźnie słabszych danych makro. Te, które napłynęły w pierwszych tygodniach stycznia dobre nie były, choć jeszcze nie dają ekonomistom podstaw do rewizji optymistycznych założeń, co do wzrostu gospodarczego w tym roku. Więcej być może dowiemy się w lutym, ale na razie krajowy obraz makro to nieco status quo z lekką przewagą „jastrzębiego” podejścia w polityce monetarnej. Teoretycznie to może w najbliższych tygodniach pomóc złotemu, a pośrednio też polskiej giełdzie. Ale pod pewnymi warunkami.

Styczeń przyniósł odreagowanie grudniowej słabości dolara, po tym jak inwestorzy zaczęli redukować swoje oczekiwania, co do skali cięć stóp przez FED w tym roku i możliwej obniżki w marcu. Powodem były m.in. niezłe dane makroekonomiczne wskazujące na to, że amerykańska gospodarka nadal pozostaje relatywnie silna (również na tle innych). W efekcie mieliśmy do czynienia z rzadko spotykaną sytuacją, kiedy wraz dolarem rosły też amerykańskie indeksy, gdyż inwestorzy oczekiwali lepszych wyników finansowych spółek niż wcześniej, biorąc pod uwagę scenariusz dość łagodnego lądowania gospodarki USA w kolejnych kwartałach. Niemniej, aby złoty zyskał w lutym, to dolar na ujęciu globalnym musi powrócić do spadków. Teoretycznie nie jest to wykluczone, gdyż inwestorzy najpewniej dopiero za kilka tygodni będą w stanie lepiej ocenić szanse na cięcie stóp przez FED na posiedzeniu 20 marca. Pewnym zagrożeniem dla tego scenariusza na globalnym rynku może być sytuacja geopolityczna. W styczniu wzrosło napięcie na Morzu Czerwonym po atakach jemeńskich rebeliantów, co razem z atakiem na amerykańską bazę w Jordanii pokazuje, że Iran nadal próbuje kontrolować sytuację w regionie Bliskiego Wschodu. Niemniej nie wydaje się, aby ryzyko eskalacji było szczególnie duże, co powinno też ustabilizować ceny ropy naftowej, które poszły w styczniu w górę.

Marek Rogalski
Autor jest głównym analitykiem walutowym w Domu Maklerskim Banku Ochrony Środowiska S.A.